Statystyki

sobota, 16 czerwca 2012

Wyjazd z tatą


Byliśmy na wakacjach . Mieszkaliśmy na kempingu blisko jeziora. To były wspólne wakacje z tatą. Pewnego dnia razem z bratem wybrałam się łódką na drugi brzeg jeziora.  na dyskotekę. mieliśmy wrócić o 21, ale zabawa była na full i nie wiedzieliśmy która godzina. W pewnym momencie Bartek powiedział: o cholera. mamy przerąbane. dochodzi 23...
Wyszliśmy a ponieważ było już późno wiec znajomi z kempingu podrzucili nas samochodem. Nie płynęliśmy łódką, przywiązaliśmy ją przy pomoście i na drugi dzień wróciliśmy po nią.Gdy dotarliśmy do domku nie mogliśmy wejść bo tata zamknął drzwi od środka, jedynie na zewnątrz zostawił nam śpiwory i karimaty. Było ciepło więc rozpaliliśmy ogień i poszliśmy spać.
Rano zmarzliśmy.  Gdy tata wstał najpierw kazał nam iść po łódkę i wrócić z łódką. Nie mieliśmy wyboru wiec na nogach musieliśmy po nią drałować. A to około 6 km. na głodnego,
Gdy w końcu przypłynęliśmy łódką do kempingu tata zapowiedział że to dopiero początek.
Zapytał o której wyszliśmy z dyskoteki i powiedział ze za 2 godz spóźnienia mamy 2 dni kary
Kara polegała na tym ze codziennie rano na głodnego tata wywoził nas na drugi brzeg jeziora a my musieliśmy wracać pieszo ok. 12 km, co średnio zabierało nam około 2 godz. Nogi po takim spacerze bolały… oj bolały.
Potem śniadanie i żadnych wycieczek  - te dwa dni były okropne...
Byliśmy tam dwa tygodnie... i dobrze że to tylko takie dwa dni kary a nie dłużej, bo byłoby nie do wytrzymania.
Po śniadaniu tata dogadał się z gospodarzem i musieliśmy sprzątać całe pole kempingowe.
Kara dotyczyła oczywiście mnie i brata.
To sprzątanie zajmowało nam czas do obiadu. Obiad w nagrodę jedliśmy u gospodarza a potem znowu musieliśmy mu pomagać. Wieczorem natomiast tata rozliczał nas z całego dnia. Rozliczanie było w domku. Najpierw wygłaszał nam „kazanie” od czasu do czasu targając któreś z nas za ucho (pewnie by do nas dotarło) a potem następowało lanie.
Najpierw ja (zwykle dostawałam na kempingu pasy na ręce), potem Bartek.
I tak przez dwa dni.
Drugiego dnia wieczorem lanie dostaliśmy większe… za pyskowanie gospodarzowi. Ja dostałam na spodenki 10 mocnych pasów i Bartek też. A w międzyczasie mieliśmy nacierane uszy. Po tym wszystkim wspólnie z Bartkiem poszliśmy nad jezioro odetchnąć i zamoczyliśmy chusteczki w jeziorze i przykładaliśmy sobie do uszu by złagodzić choć trochę ból i pieczenie. Gdy widziałam uszy Bartka to były purpurowe… moje pewnie też bo bardzo piekły.
W nocy jak poszłam spać to przy przewracaniu się na bok budziłam się z bólu.
Nauczka była taka że na drugi raz pilnowaliśmy czasu by się nie spóźnić. Ale jak zawsze... i tak się to nie udawało.

1 komentarz: